wtorek, 5 czerwca 2012

wilcza 32 / rozmowa z mieszkankami

 
















Pani Barbara Róża Górska-Kozłowska wraz z córką Zofią Kozłowską 

Pani Barbara: 
Lata 20-te to był cud w historii Polski – przecież z 
trzech odmiennych organizmów trzeba było stworzyć jeden 
i to przebiegło tak prędko, że dzisiaj się nie można temu 
wydziwić. Urzędy powstawały w ciągu kilku dni! Nie było 
przecież żadnej tradycji – nawet jeśli Polaków dopuszczano 
do urzędów, to nie na ważne stanowiska, nie było 
wykształconej warstwy państwowców… Jednak dawniej 
patriotyzm działał tak silnie, że ożywiał wszystko.

Pani Zofia o Warszawie, warszawiakach :
Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień z Warszawy to 
kamienica na Mokotowskiej, na odcinku między Wilczą a 
Placem Trzech Krzyży, teraz jest tam cofnięty nowy dom. 
W podwórzu kamienicy był napis – „Sprawdzono, min nie ma”. 
Pamiętam, że byłam tam z babcią, która zmarła w 1954 roku.

Ale warszawianką się nie czuję – tu rodzina w poznańskim, 
tu w Tomaszowie Lubelskim, no i ja jestem jeszcze językowo 
„wschodnia” – tak się złożyło, że skończyłam rusycystykę. 
Zresztą trudno czuć się związanym z rogiem Marszałkowskiej 
i Wilczej z widokiem na Marszałkowską. 

Dla poznaniaków warszawiacy są raczej…trudni. Poznaniacy 
są bardzo solidni – jeśli poznaniaka zaprosi się na obiad 
na drugą, to on przyjdzie punktualnie o drugiej. Kiedyś 
byliśmy zaproszeni do warszawskiej rodziny na obiad, 
przyszliśmy punktualnie i gospodarze byli tym bardzo 
zdziwieni. Tutaj jest takie bardziej wschodnie podejście. 
Natomiast chapeaux-bas wobec warszawiaków za pamięć 
o zmarłych i czczenie grobów, wszystkich miejsc pamięci
i tutaj ten 1 sierpnia, i stan samych Powązek i te zwyczaje 
na 1 listopada… Tego w Wielkopolsce nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz